Geoblog.pl    pilipinas    Podróże    Hong Kong + Filipiny    Obcowanie z naturą
Zwiń mapę
2013
15
lut

Obcowanie z naturą

 
Filipiny
Filipiny, Port Barton
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13442 km
 
Nadszedł czas opuścić El Nido i ruszyć dalej. Kupiliśmy więc bilet za 250 PHP na RoRo busa do Roxas (odjazd o 6 rano), żeby w Roxas być ok. godz. 10, żeby złapać jedynego jeepneya, który ok. 11.30 odjeżdża do Port Barton. Chociaż nie lubię klimatyzacji to cieszyłem się, że nasz RoRo ją ma, a konkretnie, ze ma szyby w oknach, bowiem pojazdy bez klimatyzacji jeżdża po Palawanie bez szyb. Proszę pamiętać, że przeważają tam drogi gruntowe, które w porze suchej są suche jak pieprz. Wystarczy, że taką drogą przejedzie jakiś pojazd i automatycznie ciągnie on za sobą tumany kurzu, które opadają na pojazd jadący w stronę przeciwną. Osoby jadące busem bez szyb albo łykają ten kurz, albo chowają twarze w chusteczkach, co i tak niewiele pomaga. Dlatego właśnie cieszyłem się, że nasz autobus jest oszklony. Trasa El Nido - Roxas jest przepiękna, cudownie zielona, jak z bajki. Chciałoby się wysiąść z autobusu i na bosaka pobiegać między palmami i bananowcami, ubłocić nogi w polach ryżowych, gdzie cały czas stoi woda.
Tymczasem ok. godz. 10 dojechaliśmy do Roxas, dużej wioski położonej ok. 1,5 godziny jazdy od Port Barton. Na dworcu autobusowym upatrzyliśmy sobie jedną z jadłodajni ("canteen"), w których jedzenie wystawione było w garnkach, lecz jak już w poprzednich wpisach wspominałem, kuchnia filipińska pozostawia wiele do życzenia, więc nie wystawialiśmy naszych żołądków na próbę tylko wzięliśmy ryż ze smażonymi jajkami i coca-colą. Było całkiem niezłe. Kasia najadła się do syta, a ja jeszcze dobrałem panierowanego kurczaka w sosie własnym i zadowoleni usiedliśmy czekając na jeepneya. Przyjechał ok. 10.30. Razem z kilkoma białymi turystami, zmierzającymi do Port Barton, wrzuciliśmy bagaże na dach. Kierowca nalegał, żeby jeszcze tego nie robić, lecz my znając charakter podróżowania jeepneyami wiedzieliśmy, że potem może już nie być miejsca, więc zrobiliśmy co uważaliśmy. Po kilku minutach mocno się jednak zdziwiliśmy, kiedy jeepney nagle odjechał z bagażami. Początkowo zacząłem za nim biec, ale zatrzymał mnie pewien Filipińczyk tłumacząc, że jeepney robi teraz objazd po całym Roxas zbierając bagaże, a potem pojedzie jeszcze zatankować i tu wróci. Z lekką troską o bagaż schroniliśmy się w cieniu obok jednego z "barów". Kręciły się tam filipińskie dzieci, które pomimo biedy emanowały pogodą ducha i sprawiały wrażenie dużo szczęśliwszych od swoich europejskich czy amerykańskich rówieśników, ograniczonych do gier komputerowych, telewizji satelitarnej czy innych gadżetów. Było tam dwóch małych chłopców, z których każdy wyglądał jak mały Budda oraz dwie małe dziewczynki, które wyglądały jak królewny. Jednej z nich kupiłem loda w czekoladzie licząc, że reszta dzieciaków tego nie zauważy. Niestety, zauważyli... Rozpoczęło się od krzywych spojrzeń pozostałej trójki na dziewczynkę z lodem. Po chwili nastąpiły próby zabrania jej tego loda. A gdy to się nie powiodło to zaczęły płakać, a wręcz ryczeć. Sytuacja zrobiła się bardzo niefajna, a ja czułem się się jej głównym winowajcą mimo, że chciałem dobrze. Bystrością umysłu wykazał się wtedy pewien biały mężczyzna, który czekał z nami na jeepneya i kupił lody pozostałej trójce, czym wzbudził uznanie wszystkich obserwujących.
Tymczasem niedługo potem przyjechał nasz jeepney. Odetchnęliśmy z ulgą widząc nasz bagaż na dachu i jednocześnie spoglądaliśmy z obawą na jego dach, gdyż był wypełniony po brzegi różnego rodzaju workami z ryżem, wiadrami z rybami, pojemnikami z cementem itp. Na dodatek lokalsi wciągali na dach kolejne towary, a ludzi siedzących w środku było ok. 45 mimo, że pojemność pojazdu obliczyłem na nie więcej niż 20! Człowiek siedział na człowieku. Już nie wytrzymywaliśmy w tym ścisku, a pojazd jeszcze nie ruszył. Ale nie mieliśmy wyjścia, bo na tej trasie jeździ tylko jeden jeepney dziennie (cena przejazdu 150 PHP).
W końcu ruszył. Trasa niemal cały czas wiodła przez dżunglę, więc widoki były przepiękne, jednak trudno było się nimi delektować, bo jechaliśmy jak sardynki w puszcze. Dodatkowo jeepney gibał się na boki, jakby za chwilę miał się przewrócić, co mroziło krew w żyłach, kiedy przejeżdżaliśmy obok przepaści. W takich chwilach człowiek naprawdę zaczyna doceniać życie. Po 1,5 - godzinnej jeździe dotarliśmy wreszcie do Port Barton. Zarejestrowaliśmy się w punkcie informacji turystycznej i plażą poszliśmy do Summer Homes Beach Resort, gdzie czekał na nas zarezerwowany pokój. Miejsce przepiękne, tuż przy plaży, z restauracją i ogrodem, w którym do dyspozycji są leżaki. Niestety bez ciepłej wody w kranach, ale w klimacie tropikalnym to małe zmartwienie. Trochę większym jest brak prądu w nocy w całym Port Barton. Ok. północy staje klimatyzacja, przestaje kręcić się wiatrak, a temperatura nie chce spaść poniżej 25 stopni. Ja w każdym bądź razie w takiej saunie czułem się jak ryba w wodzie.
Po rozpakowaniu się ruszyliśmy pokręcić się po PB. Właściwie cała miejscowość to cztery uliczki na krzyż z centralnym punktem przy kościele. Życie toczy się tu swoim leniwym torem. Nikt się nie spieszy, nie słychać klaksonów, od czasu do czasu przejedzie jakiś motor. Turystów dociera tu niewielu, także każdy każdego widzi codziennie po kilkanaście razy. Większość osób można spotkać na pięknej, długiej i piaszczystej plaży, okraszonej gajem plam kokosowych lub w Bamboo Restaurant, która ze względu na swoją lokalizację przyciągała największą liczbę turystów. Tam też spotkaliśmy trzech Polaków podróżujących po świecie. Dzień wcześniej wykupili cały zapas whisky w sklepie u Chińczyka, który powiedział, że więcej dla nich nie zamówi. "Jak przychodzi do płacenia to jesteśmy znikąd". Fajnie było pogadać w ojczystym języku z osobami ewidentnie pozytywnie nastawionymi do życia. A dzień zakończyliśmy leżąc przy plaży, oglądając kołyszące się palmy i słuchając piania kogutów. Ten kraj naprawdę kogutami stoi i wydaje się, że jest ich tu więcej niż ludzi.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 18 wpisów18 3 komentarze3 44 zdjęcia44 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
05.02.2013 - 20.02.2013