Geoblog.pl    pilipinas    Podróże    Hong Kong + Filipiny    Miasto drapaczy chmur
Zwiń mapę
2013
06
lut

Miasto drapaczy chmur

 
Hong Kong
Hong Kong, Hong Kong
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10716 km
 
W Hong Kongu lądujemy o 14.25 czasu miejscowego (w Polsce jest wtedy 7.25). Odbieramy bagaż i wypłacamy pieniądze z bankomatu HSBC w hali przylotów. Mając karty Visa Deutsche Banku nie płacimy prowizji. Wychodzimy z lotniska i uderza w nas fala gorącego i pachnącego latem powietrza. Niesamowite uczucie. Od razu przypomina nam się nasza pierwsza podróż do Azji i podobne uczucie po wyjściu z lotniska w Bangkoku. Niemniej jednak opuszczamy lotnisko w Hong Kongu i kupujemy za 55 HKD return ticket na autobus A21, który zawiezie nas do centrum. W trakcie 45-minutowego przejazdu jedziemy (podobno) najdłuższym mostem świata i nie możemy napatrzeć się na ogromną ilość wieżowców mieszkalnych, z których każdy wygląda jakby miał ponad 100 pięter. Nie bez powodu Hong Kong nazywany jest miastem drapaczy chmur. Wysiadamy na Nathan Road, czyli głównej ulicy handlowej na wyspie Kowloon i ruszamy do Dragon Hostel, gdzie czeka na nas zarezerwowany pokój. Od razu rzucają nam się oczy tysiące kolorowych neonów połyskujących tak daleko jak tylko sięga wzrok. Punkty handlowe największych światowych korporacji prześcigają się w zwabieniu do siebie klienta. Rolex, HSBC, Sony i inne wydają się być na każdym kroku. No i przede wszystkim 7-Eleven, bez którego Azja nie byłaby Azją. Jednak tym, co najbardziej nas uderza, jest niesamowity tłok na ulicach. Wiedzieliśmy, że w Hong Kongu ciśnie się na małym terenie ponad 7 milionów ludzi, ale to, co zobaczyliśmy przeszło wszelkie nasze wyobrażenia. Człowiek na człowieku! Do tego stopnia, że momentami stawało się na środku ulicy, bo robił się korek z przechodniów. Najwyraźniej władzom sytuacja wymknęła się spod kontroli i teraz mają problem.
Udało nam się jednak doczłapać do hostelu, gdzie rozpakowaliśmy rzeczy i pomimo potwornego zmęczenia i niewyspania ruszyliśmy w miasto, żeby coś zjeść. Mieliśmy do zrealizowania dwa groupony na kebaba, które kupiliśmy jeszcze będąc w Polsce. Lokalizacja restauracji była w pobliżu stacji metra Tsim Sha Tsui, nasz hostel przy stacji Mong Kok. Na mapie ta odległość wydawała się niewielka, więc ruszyliśmy pieszo. I to był błąd... Gdy uszliśmy dwie stacje metra, padaliśmy z nóg. Ostatni odcinek musieliśmy więc przejechać. I tu pojawił się kolejny problem. Wagony metra były tak zatłoczone, że kilka opuściliśmy nie chcąc jechać w ścisku. Widząc jednak, że sytuacja nie ulega poprawie w końcu wbiliśmy się i w tłumie skośnookich dojechaliśmy do Tsim Sha Tsui. I tu pojawił się kolejny problem - kilkanaście wyjść na powierzchnię. Które wybrać, skoro wszystkie chińskie nazwy brzmią podobnie? W końcu udało nam się znaleźć właściwe i odszukać kebabiarnię. Tego wieczora mieliśmy jeszcze w planach przejazd na The Peak i podziwianie panoramy rozświetlonego miasta, ale z powodu wycieńczenia postanowiliśmy przełożyć to na późniejszy termin i wróciliśmy do hostelu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 18 wpisów18 3 komentarze3 44 zdjęcia44 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
05.02.2013 - 20.02.2013